czwartek, 22 września 2011

Le chaud must go on

     Długo zbierałam się do napisania tego posta bynajmniej nie ze względu na brak wolnego czasu. Nie chciałam raczej narzekać na blogu który w moim mniemaniu nie do tego służy. Często zastanawia mnie fakt, po co takie rodziny jak moja, zapracowane, ciągle w rozjazdach i z opiekunką do dzieci na pełny etat decydują się na przyjęcie do domu kogoś zupełnie obcego, często z zupełnie innego kręgu kulturowego ( mój kolega z Indii nie umie jeść nożem i widelcem a ja w moim domu nie lecę na dół powitać rodziców za każdym razem kiedy pojawią się w progu ( powinnam?? )). Jak na razie z moich rozmyślań jeszcze nic konstruktywnego nie wynikło. Może ktoś ma jakieś pomysły ? No bo chyba nie po to, żeby móc zaprosić mnie do szkoły swoich dzieci w charakterze ciekawostki geograficznej? Powiedzieli mi, że nie zrobili tego by czynić dobro dla małej polskiej dziewczynki więc...? Swoją drogą, ciekawi mnie dlaczego wszyscy wokół nazywają mnie 'la petite polonaise' ( w wolnym tłumaczeniu : mała polka )?
     Większość ludzi z którymi miałam przyjemność się tu spotkać ma dość... specyficzny sposób bycia. Radek nazwał to po imieniu : 'fatalny'. Pierwszy dzień w szkole. Nikt się do mnie nie odezwał. Po prostu, przyjęli do wiadomości, że w klasie jest nowa osoba. W sumie, trudno się dziwić ich 'umiarkowanemu' zainteresowaniu moją osobą - w mojej klasie jest dziewczyna z Pakistanu, z Rosji a nauczyciel myli się w wymowie prawie wszystkich imion i nazwisk. Tak w ogóle, to zostałam już przechrzczona na Magdalena KoSmoska bądź na KozTowska bądź Koslowska. Chyba nigdzie oprócz banku nie ma moich poprawnych danych.
     Bardzo dobrze za to dogaduję się z wymieńcami. Dwa tygodnie temu byłam na obozie orientacyjnym w Rue i było cudownie a o tym w następnym poście. Poza tym w weekend jadę do Lens żeby odwiedzić mojego kolegę z Argentyny ( moja rodzina jedzie do Paryża a ja nie chcę zostać sama w domu :)) Ponadto, prawdopodobnie będę musiała wcześniej zmienić rodzinę bo ta wyjeżdża na wakacje w październiku. A jeśli moja druga rodzina też zapragnie wyjechać to może będę musiała zamieszkać przez tydzień u mojej opiekunki z ramienia dystryktu Madame Gibet. 'Dla głodnych wiedzy' ( tęsknię za polskim z p.Jeleń ) radzę sprawdzić sobie w słowniku fr-pol co oznacza jej nazwisko :) Tak sobie myślę... może prościej by było gdybym na ten tydzień wróciła do domu skoro nagle moja obecność tak im zawadza? Przecież to tylko 1500 km i 30 godzin w samochodzie <3 Bonne journe !


Pierwszą rzeczą jaką zrobiłam po przyjeździe było zakupienie francuskiego Vogue'a. Bynajmniej nie dlatego, że uważam się za fashion victim a raczej z chęci przyjrzenia się bliżej biblii mody która tutaj kosztuje 5 euro a w Polsce 50 zł 



  Bardzo cieszy mnie fakt, że na mniej więcej co piątej stronie znajduje się sesja bądź kampania z polską modelką :) jeszcze bardziej cieszy mnie fakt, że spełniło się moje marzenie i oto ja obok JAC w kampanii D&G fall winter 2011/2012 



Takie tam z Małgosią Belą 

a na koniec rozkład świąt, ferii wakacji i dni wolnych od szkoły, dodam, że ja jestem w ZONE B czyli najbliższe dwutygodniowe wakacje zaczynam 23 października :) 

2 komentarze:

  1. ej przepraszam??? nie za dużo tego wolnego?
    Twoja sesja? Piękna, gratulacje Magda, wiedziałam, że masz potencjał, ale żeby od razy wylądować w vogue? Wow :)
    A Twoja rodzinka cóż.. jest.. po je ba na. Nic więcej nie potrafię powiedzieć, ale życzę Ci jak najszybszej zmiany (lepszej)... ale może to narzędzie tortur pani Gibet nie będzie taka straszna :- )

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie ma to jak przedstawiać się "jestem Pani Szubienica" :D A rodzina faktycznie jakoś kiepsko nastawiona. Nie przejmuj się, słyszałam, że Francuzi tacy są - zadufani w swoim kraju i kulturze, wypięci na resztę.

    OdpowiedzUsuń