wtorek, 30 sierpnia 2011

Amiens ( les - bains )

Amiens. Miasto w którym mieszka około 150 tysięcy mieszkańców. W niedziele nie widać nikogo. Jest pusto. A ja bardzo nie lubię kiedy jest pusto. Na szczęście w inne dni tygodnia miasto jest całkiem zaludnione, na głównej ulicy Trzech Kamieni ruch jak na Marszałkowskiej. Przyjechałam do Amiens dwie godziny po przylocie czyli około południa. Podczas drogi dowiedziałam się, że jest to cudowne miasto... dla dzieci. Cicho, spokojnie, dużo zieleni, można pospacerować wprost wymarzone miasteczko w którym jedyny przylądek rozpusty stanowi malownicza uliczka nad brzegiem Sommy gdzie usytuowane są różnego rodzaju bary i restauracje ( już tam byłam ;d ). Zaraz po przyjeździe załapałam się na wycieczkę... na plażę. Jednak nie była to taka sobie zwyczajna plaża, co to to nie ! Był to zorganizowany w samym centrum miasta kompleks trampolin, zjeżdżalni i basenów dla dzieci, całkowicie bezpłatny. Moja najmłodsza host siostra poszła poskakać sobie na skakalni a ja mogłam oddać się błogiemu milczeniu wraz z Francoise ( pomocą domową ) która nie zna ani słowa po angielsku a do tego nie mówi po francusku tylko po pikardyjsku ;p Swoją drogą, z językiem idzie mi coraz lepiej. Z rodzicami dogaduje się bez większych problemów, Francoise jestem w stanie zakomunikować, że wychodzę i wrócę za godzinę oraz że byłam na poczcie, kupiłam pocztówki, znaczki, byłam w sklepie, byłam pod szkołą i nie wiedziałam gdzie są drzwi i takie tam ;) Z dziećmi też się dogaduję w miarę a ku mojemu zaskoczeniu najlepiej z pięcioletnią siostrą. Już nazwała mnie swoją ulubioną koleżanką na całe życie i jest fajnie. Za to dziś, miałam przyjemność odbyć prawie dwugodzinną rozmowę (połączoną z oprowadzaniem mnie po szkole i wizytą w paru innych miejscach) z prezydentem mojego klubu Rotary, całkowicie po francusku i jestem z siebie bardzo dumna. Zrozumiałam wszystko ( mam nadzieję :) ) a on też sprawiał wrażenie, że rozumie co do niego mówię :)










moja host siostra radośnie przemierza świat na kręcącym się słupie informacyjnym

tak spędzam wolny czas

moja szkoła od strony głównej ulicy z wejściem które jest zawsze zamknięte








pan listonosz, widok z mojego okna

moja najlepsza koleżanka na całe życie<3 

a na koniec mała profanacja : duszki o smaku BBQ, swoją drogą całkiem niesmaczne :) 

Wiele osób prosiło mnie o zdjęcia i więcej informacji na temat domu i rodziny, ale niestety, uwzględniając ich prośbę i bezpieczeństwo staram się nie umieszczać żadnych szczegółowych informacji. Jednak szczerze mówiąc oprócz tego, że dzieci są urocze a dom całkiem duży nie ma się za bardzo czym chwalić a i tak nic nie przebije apartamentu Krzyśka w Kanadzie <3

piątek, 26 sierpnia 2011

Omlette du fromage


Nie mogłam spać. Wydawało mi się, że nie spałam w ogóle. Zjadłam śniadanie, spakowałam ostatnie rzeczy i zostawiłam otwartą torbę żeby móc jeszcze raz sprawdzić czy wszystko zabrałam. I to był mój błąd. Przez nieuwagę mojego taty i przez to że nie pomyślałam, że można nie sprawdzić czy walizka jest otwarta przed jej poniesieniem 20 kg bagażu pięć minut przed wyjściem wylądowało na podłodze. Dobry znak. Na lotnisku o 6 rano było mnóstwo ludzi a czekając w kolejce do kontroli bagażu która mi wydawała się ogromna byłam pewna, że się spóźnię i dziesięć razy upewniałam się czy po nadaniu bagażu nie polecą bez mnie. Jednakże, spokojnie przeszłam kontrolę, nic mi nie zabrali i udałam się do wyjścia numer 26 gdzie o 6.59 wsiadłam na pokład samolotu linii AIR FRANCE. Zaraz po starcie samolotu wydawało mi się, że jestem w zupełnie innym miejscu i mieście niż parę minut wcześniej. Warszawa z lotu ptaka ( samolotu ) wydała mi się taka PIĘKNA ! Tu pole golfowe, tam ogródek, tu drzewka tam jeziorko i wieżowce z pałacem kultury na czele niczym Manhattan. Z rozważań wyrwał mnie piorun który strzelił jakieś półtora kilometra od naszego samolotu. Było to o tyle dziwne, ze tam gdzie byłam jeszcze nie padało. Nie mam pojęcia jak zleciały mi dwie godziny lotu. Chyba spałam albo czasoprzestrzeń się zagięła ponieważ spojrzałam na zegarek o 7.40 a za parę minut była już 9 i pilot oznajmił, że zbliżamy się do Paryża :) Patrzę, patrzę, szukam Paryża szukam a tu nic tylko jakaś trawka, pola, lasy. Samolot się zniża, zniża w końcu wylądował a Paryża jak nie było tak nie ma :D Okazało się, że lotnisko mimo iż ( w przeciwieństwie do drugiego paryskiego lotniska ORLY ) nazywa się ‘w Paryżu’ w Paryżu właściwie nie jest i do stolicy jedzie się godzinę taksówką. A przy pasie startowym beztrosko hasał sobie królik. Jedna rzecz która od razu rzuciła mi się w oczy to to, że jedynymi nie zadowolonymi osobami w autobusie wiozącym nas z samolotu na lotnisko było dwóch polskich biznesmenów którzy pod nosem nawyzywali kierowcę który wysiadającym otworzył tylko przednie drzwi a oni akurat siedzieli z tyłu. Poczekałam pół godziny na bagaż a potem z trzema torbami poszłam przywitać się z rodziną. Pierwszymi osobami które dostrzegłam było trzech wymieńców z Australii którzy są tu od stycznia do stycznia. Później zauważyłam małą dziewczynkę i Stephana host-tate z małym plakatem wykonanym własnoręcznie przez najmłodszą host-sisotrę  WITAMY MAGDA :) Poznałam też głównego oficera wymian w dystrykcie który był rudy ale w berecie i z wielkim uśmiechem na ustach wyglądał jak typowy francuz. Okazało się, że Stephane mówi biegle po francusku, hiszpańsku, niemiecku i trochę po polsku więc dogaduje się z nim bez problemu. Po półtora godzinnej jeździe z lotniska do Amiens ( cały czas autostradami ) dotarliśmy do domu.




O tym i o innym napiszę później bo aktualnie idę na przechadzkę po pogrążonym w zimnie i chłodzie mieście. A i myślę, że należało by wspomnieć jeszcze tylko o tym, że tu jest (dla mnie) zupełnie inna klawiatura a mianowicie nie QWERTY tylko AZERTY, pozamieniane są znaki przestankowe, kropka jest z shiftem a jak zrobić małpę nie wiem do tej pory. Piszę to dlatego, że czasem zdarza mi się odpisywać na fb z wielkim opóźnieniem i bynajmniej nie dlatego, że nie mam czasu tylko, jak zaczynam pisać to muszę to później milion razy poprawiać i przy tym mam ochotę milion razy wyrzucić tą klawiaturę za okno. Dlatego ten wpis napisałam na moim komputerze i przeniosłam go na komputer stacjonarny za pomocą pendriva, a następnie wysłałam siostrze na skype by skorygowała polskie znaki, które rzecz jasna we francuskim alfabecie się nie znajdują.. ahh te technologie. :D 

a oto Tosia, moja najlepsza przyjaciółka, dzieki ktorej wszystko sie stało, przyszywa mi logo Rotary dzień przed wyjazdem ;)

poniedziałek, 22 sierpnia 2011

We make our own fairytales

-Cześć
-Cześć
- Co robisz? Przeszkadzam Ci ?
- Jasne, że nie. Właśnie uczę się kolejnej porcji słówek o skorpionach, płaszczkach i rybach-piłach na jutrzejszą kartkówkę z angielskiego.
-Maaaadziu - zaczęła - Chciałabyś pojechać ze mną do Stanów na roczną wymianę z Rotary? Tylko jest jeden problem. Prawdopodobnie nie byłybyśmy w tym samym domu a może i nie w tym samym STANIE.

     Tamtej listopadowej nocy nie mogłam nawet przypuszczać, że właśnie rozpoczyna się jedna z największych przygód mojego życia. Wysłałyśmy wstępne zgłoszenia. Odpowiedź przyszła po paru dniach. "Jestem pod wrażeniem waszych osiągnięć i umiejętności"."Niestety, w dniu wyjazdu do Stanów obie będziecie już pełnoletnie co jest zasadniczą przeszkodą". "Jednak gdy jedne drzwi się zamykają, inne się otwierają". Droga Magdaleno, ze względu na twoje zainteresowania geografią proponuję Ci roczny wyjazd do Brazylii bądź do Meksyku. Tobie Tosiu - Tajwan, będziesz mogła nauczyć się mandaryńskiego u źródeł. SZOK. EUFORIA.

     Później była rozmowa z rodzicami. Mama miała pewne obiekcję a ojciec wciąż tylko powtarzał "przygoda! przygoda!". Parę dni później poszłyśmy z Tosią na spotkanie do RC Warszawa Józefów. Tam miał miejsce ( jak na razie ) najbardziej stresujący moment mojego życia. Okazało się, że bez żadnego przygotowania miałam się przedstawić ( ah, to było trudne ! ) i powiedzieć dlaczego tak bardzo chcę jechać do Brazylii / Meksyku. Dobre pytanie. Jedyne co miałam w głowie to jak mantra powtarzane słowa taty " przygoda, przygoda ! ". Standardowo i zgodnie z prawdą odpowiedziałam : zupełnie odmienna kultura, egzotyczny kraj, ludzie o innym spojrzeniu na życie. Jednak pozostała kwestia języka. Nigdy w życiu nie miałam styczności ani z hiszpańskim ani z portugalskim. Powiedziałam jednak, że uczę się francuskiego w klasie dwujęzycznej a gdy słyszę słowo ' francuski ' bądź jego odmiany przechodzą mnie ciarki ( no dobrze, tak nie powiedziałam ale to prawda :D ). Okazało się, że to był strzał w dziesiątkę. W kuluarach padło TO pytanie - Czy gdyby była taka możliwość, chciałabyś pojechać do Francji ? -. Zrobiło mi się słabo. - To było by spełnienie moich marzeń - odpowiedziałam szczerze. -Nic nie obiecuję, zobaczymy co da się zrobić.

     Kolejne dobre wieści dotarły do mnie w grudniu. " Jeśli tylko znajdzie się jedna osoba z Francji która chciała by przyjechać do Polski, jedziesz ! " . A potem to oczekiwanie. Telefon sprawdzałam co chwila i nawet zaprzestałam wyłączania go na lekcje co mam w zwyczaju po pewnym niemiłym incydencie z gimnazjum. 22 marca odebrałam mejla :

Gratuluję Tobie i sobie, pierwsza wymiana z Francją